Striptiz u ortpopedy

Bardzo nie lubię chodzić do lekarzy. Zawsze wydaje mi się, że moje ewentualne dolegliwości są zbyt mało poważne, żeby zawracać swoją osobą głowę pani doktor. Nawet jak kaszlę i mam gorączkę 39 st., to gdy czekam pod drzwiami gabinetu na wizytę, kaszel mija, a gorączka spada. No i mam dylemat – iść, czy sobie odpuścić skoro mi się polepszyło. Na szczęście dla mnie, nie mam żadnych przewlekłych schorzeń, więc jeśli już chwilowo – przejściowo coś mi się przydarzy, próbuję na początku pomóc sobie sama.

Tak było i tym razem. Kilka miesięcy temu zaczęła boleć mnie prawa ręka (a właściwie przedramię). Nie powiem, żebym się specjalnie przejęła. Myślałam że  może ją sforsowałam, i nawet tego nie zauważyłam. Poboli i przestanie. Mija tydzień, drugi, a ona nie przestaje, i w dodatku coraz trudniej mi nią poruszać w pełnym zakresie. Jeszcze mnie nie oświeciło, że może by tak do przychodni, tylko zaczęłam ją traktować wszelakimi mazidłami rozgrzewającymi.

Wydawało się, że tok rozumowania i leczenia prawidłowy, bo ból przycichł, a tu okazało się, że on się tylko przyczaił, żeby wrócić ze wzmożoną siłą. Szczególnie odczułam to w ferworze przedświątecznych przygotowań. Gdy zapominając się, próbowałam zbyt intensywnie machać ręką w różnych kierunkach, to przeszywający ból stawiał mnie do pionu.

Po Świętach zdecydowałam więc, że czas zwrócić się o poradę do „rodzinnej”. Na szczęście pani doktor nawet mnie nie oglądała (bo pod gabinetem ból minął), tylko od razu dała skierowanie do specjalisty, czyli ortopedy.

Dwa miesiące oczekiwania na wizytę, to chyba nie tak długo. Może dlatego, że załapałam się do rezydenta. Pomyślałam sobie, że może to nawet lepiej, bo gość jeszcze nie popadł w rutynę, to będzie się bardziej starał. Dopiero pod gabinetem, widząc ten tłum oczekujących (ze mną włącznie) do pokazania panu przyszłemu specjaliście swoich obolałych kręgosłupów, kolan, nadgarstków, itd. itp. przekonałam się, że choćby nawet bardzo chciał, to w ciągu dwóch godzin nie da rady każdym przypadkiem indywidualnie się przejąć zająć. No więc w moim przypadku: wizyta w gabinecie – 2 minuty. Potem kierunek – rentgen barku i kręgosłupa. Powtórnie w gabinecie – 2 minuty. Rzut oka pana doktora na zdjęcie. Brak diagnozy. Skierowanie na ekg barku. Termin za dwa tygodnie. Kolejna wizyta u specjalisty z wynikiem ekg za miesiąc.

A ręka boli. Sama sobie jestem winna. Nie mam prawa narzekać. Od mojej pierwszej wizyty u rodzinnej, do drugiej u ortopedy, to raptem niecałe trzy miesiące, więc tempo niemal ekspresowe. Ekspres jeszcze przyspieszył, bo wizytę zaplanowaną na 04.07 udało się przełożyć na 20.06. Pognałam więc jak na skrzydłach do pana prawie-specjalisty i w oczekiwaniu na swoją kolej cichutko przycupnęłam na krzesełku z książką w ręku w nadziei, że nadrobię zaległości w lekturze. Niestety nie dało się. Jeden pan oczekujący postanowił nie marnować czasu i pod drzwiami gabinetu głośno przez telefon sterował swoją firmą. Udało mi się go grzecznie zagaić między szóstym, a siódmym połączeniem pytając, czy ma świadomość, że może przeszkadzać lekarzowi. Obruszył się, ale  poszedł na hol, skąd dochodziły już tylko nikłe fragmenty prowadzonych rozmów.

Obok mnie, jedna pani drugiej pani opowiadała, że ona to już jest u trzeciego ortopedy w tej przychodni. „Bo wie pani – ten najbardziej uznany, to już tylko za biurka przyjmuje. Dupy do pacjenta nie ruszy. Poszłam do drugiego. Też sława. Mówię mu, że mnie kolano boli. No to on mówi żeby pokazać. Ja zdejmuję spodnie, a on jak nie wrzaśnie: co mi tu pani striptiz robi. Nogawkę do góry poproszę. A nogawki się nie dało, bo za wąska. Przyszłam więc do tego. Może będzie bardziej ludzki”. Uśmiałam się w duchu. Może gdyby pani miała dwadzieścia lat, to może by panu doktorowi nie przeszkadzały te zjeżdżające w dół spodnie celem pokazania kolana. A opowiadająca słusznej tuszy i w słusznym wieku, no to nie był zainteresowany. Swoją parą kaloszy, to z kolanem wybrała bym się chyba jednak w spódnicy.

Wreszcie przyszła moja kolej. Jest diagnoza. Zapalenie kaletek maziowych w barku. Zastrzyk i skierowanie na rehabilitację. Już jest trochę lepiej. Mam dylemat. Bo najbliższe terminy na rehabilitację w ramach NFZ-u to około trzech miesięcy czekania. Odpłatnie – od ręki. Czekać, czy płacić (płakać) i z marszu kontynuować leczenie. Tym razem chyba pofatyguję się do rodzinnej z zapytaniem co będzie dla mnie lepsze.

 

4 myśli na temat “Striptiz u ortpopedy

  1. Oooo, no ja mam podobnie z lewą ręką, tyle że się nigdzie nie wybrałam. Boli mnie tylko podczas ruchu, który jest ograniczony. Ale obrzęku nie ma. Na samą myśl, ze kolejne prześwietlenie i takie tam, odstrasza mnie, żeby się wybrać. Czekam aż samo przejdzie 😉 Kolejny miesiąc 😦
    Dobrze, że masz zdiagnozowane.
    No ja bym kontynuowała tę rehabilitację, jeśli pomaga.
    Skąd to zapalenie się bierze?
    Zdrówka!
    Serdeczności 🙂

    Polubienie

  2. Wygląda na to, że masz takie objawy jak ja. W stanie spoczynku ręka prawie nie boli. Boli, a właściwie mocno bolało, gdy jej używałam. Nadal nie podniosę jej do góry. Boli, gdy próbuję sięgnąć do tyłu, poziomo do przodu i w bok. Zwykły, gwałtowny ruch powoduje przeszywający ból w kierunku łopatki i łokcia. Obrzęku nie ma. Z tego, co się orientuję masz problemy z tą ręką od kilku miesięcy, więc namawiam Cię, żebyś jednak poszła do lekarza. Po co się masz męczyć. Przecież to jest bardzo dokuczliwe. Możesz mieć to, co ja,albo coś, co się nazywa zespół ciasnoty podbarkowej (taka była wstępna diagnoza w moim przypadku). Myślę, że warto się dowiedzieć co Ci dolega i podjąć leczenie. Gorąco namawiam. Pozdrawiam cieplutko.

    Polubienie

  3. Podobnie jak Roksannę namawiam Cię, żebyś poszła do lekarza, bo przyczyny mogą być bardzo różne. Warto się przebadać żeby się dowiedzieć co Ci dolega i podjąć leczenie żeby się nie męczyć. Pozdrawiam.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do margo Anuluj pisanie odpowiedzi