Krótkie migawki z mojego okna w kuchni

Są osoby które uwielbiają godzinami przesiadywać przy oknie i obserwować życie toczące się na zewnątrz. Zwłaszcza jak się mieszka na parterze, to pole widzenia jest duże. Jest potem o czym pogadać ze znajomą spotkaną na osiedlu. O Kowalskiej, co to za stara na mini (i ten czerwony podgolony łeb – pani(!) kto to widział w tym wieku!!!). Czy o tej Małej Czarnej z parteru. Żeby pani widziała jakim samochodem dziś ją gość podrzucił! I to nie pierwszy raz. Ciekawe kto to był? A ludzie mówią, że ona tych gości to zmienia jak rękawiczki i że nie za darmo……….

Ja mieszkam na czwartym piętrze, ale też mam okazję zaobserwować co nieco z życia na zewnątrz . Kuchnia wąziutka. Okno w krótkiej ścianie, a pod oknem blat roboczy na którym przygotowuje się posiłki. Chcąc nie chcąc więc krojąc, siekając, mieszając, itp. zerkam przez okno.

Dziś robiłam kruche ciasto na szarlotkę i gdy minęło ryzyko utraty palców na pierwszym etapie (posiekanie nożem masła z mąką), już na kolejnym, czyli przy zagniataniu mogłam sobie zerkać za okno. Południe. Zupa na gazie, okno lekko uchylone bo gorąco, więc słychać co nieco.

Mały brzdąc pod blokiem wrzeszczy wniebogłosy. Pomyślałam, że upadł i zrobiło mi się go żal. Za chwilę słyszę męski głos pytający co się stało. Okazało się, że chciał tylko na ręce do mamy. Krzyk cichnie, więc chyba dopiął swego.

Cisza nie trwa długo. Tym razem sąsiad z następnej klatki tubalnym głosem opowiada koledze o ich wspólnym znajomym i co o nim myśli. Mężczyźni to nieźli plotkarze. Przynajmniej niektórzy.

Naprzeciwko, po drugiej strony ulicy podchodzi do śmietnika bezdomny. Wspina się do okienka wsypowego i nurkuje do pojemnika ze śmieciami. Z mojego okna widać tylko śmiesznie dyndające nogi. Po chwili wynurza się z torbą pełną śmieci. Przekopał jej zawartość i znalazł spory kawałek kiełbasy który od razu zaczął wcinać. Trochę zgłupiałam na ten widok. Pojadł i poszedł.

Skrajem parkingu idą ostrożnie dwa kotki. Idą od samochodu do samochodu zaglądając pod każdy. Ciekawe czego szukają? Nagle rozległ się jazgot i szczekanie psa. Kotki błyskawicznie zanurkowały pod najbliższy pojazd żeby przeczekać zagrożenie.

Skończyłam zagniatać ciasto na szarlotkę i do lodówki go, żeby się schłodziło. Odchodzę od blatu i tym samym od okna. Czas na inne zajęcia. Wrócę w porze szykowania kolacji, ale to już na króciutko.

Szarlotka udała się doskonale, choć pod koniec zaliczyłam małą wtopę. Po wyjęciu z piekarnika jeszcze gorącą postanowiłam posypać cukrem pudrem. No i posypałam……….. mąką ziemniaczaną. Pomyliły mi się pudełka. Kapnęłam się w ostatniej chwili gdy polizałam „upudrzony” palec. Zaczęłam główkować jak tę mąkę zamienić na cukier. Zdmuchnąć się nie dało bo brzegi blaszki za wysokie. Zmieść tym bardziej. Wpadłam na pomysł, że zrobię to odkurzaczem. Oczywiście koniec rury umyłam i zabezpieczyłam folią. Pierwsze podejście fatalne. Rura wessała nie tylko mąkę, ale i kawałek ciasta. Dopiero jak zmniejszyłam siłę ssania i ustawiłam rurę prawie poziomo to udało się tę mąkę zebrać. Po posypaniu grubo cukrem pudrem nawet nie było czuć że zostało jej tam jeszcze odrobinkę.

Ostatni etap przygody z szarlotką, to pół godziny spędzone w łazience na myciu odkurzacza i jego części zafajdanych mąką ziemniaczaną.