Dawać, czy nie dawać pieniądze do puszek?

Mija 120 dni od mojego ostatniego wpisu tutaj. Cztery miesiące przerwy. Nie dotrzymałam danego sobie słowa (jedynego noworocznego życzenia) że będę tu częściej zaglądać. Żeby było sprawiedliwie to kilka razy zajrzałam. Nawet próbowałam coś napisać……… I co? I nic. Chaotyczna gonitwa myśli…….. Który temat wybrać……..? Kilka zdań o tym…………, a może o tamtym……… Czas ucieka…… Robi się późna noc (bo zawsze zaczynam wieczorem) i tracę chęć żeby kontynuować bo chce mi się spać. Dziś będzie więc krótko, ale może za to uda mi się zamknąć temat.

Chodzi o datki. Datki dla podobno potrzebujących chorych dzieci zbierane do różnych pojemniczków (puszek) przez ludzi stojących przed wejściem do pobliskiego marketu gdzie regularnie chodzę na zakupy. Niemal każdego dnia spotykam takie osoby płci obojga i w różnym wieku. Oczywiście obowiązkowo tabliczka ze zdjęciem dziecka i opisem ciężkiej choroby (najczęściej rak) no i z puszką. Jedni stoją w milczeniu i wyciągają tylko ręce z tabliczką i puszką. Inni głośno informują zbliżających się ludzi o potrzebie wsparcia. Czasami wrzucę do puszki parę groszy a czasami nie. Sama się zastanawiam dlaczego tak……. Jedni wzbudzają moje zaufanie a inni nie. Co ciekawe, większe zaufanie wzbudzają we mnie ci milczący. Jednak gdy oddalam się od tych którym nie zaufałam, nachodzą mnie wątpliwości czy nie ominęłam kogoś naprawdę potrzebującego. Usprawiedliwiam się wtedy że: po pierwsze – ja nie dałam, ale ktoś inny dał, a po drugie – nie jestem w stanie obdarować wszystkich którzy wyciągają rękę bo mój budżet emerytki tego nie udźwignie.

Nie ukrywam, że mam coraz większe wątpliwości co do uczciwości tych ludzi z puszkami. Czasami mi się wydaje że to jest taka współczesna, bardziej elegancka forma żebractwa. Innym znów razem myślę że nie można wszystkich wrzucać do jednego worka i że są wśród nich tacy, którzy nie mają innego wyjścia i dlatego wybrali m.in. taką formę zdobywania pieniędzy na ratowanie zdrowia czy życia  kogoś bliskiego.

Tylko jak ich rozróżnić. 

 

.