Nieszczęścia chodzą parami………..

Ostatnimi czasy źle sypiam. Nigdy nie było z tym najlepiej, ale przynajmniej mogłam się wiercić w łóżku i przewracać z boku na bok. Od dwóch nocy mam z tym problem i wtedy żałuję że nie umiem lewitować.

Powody są dwa.

Pierwszy, to ból w prawej nodze który funduje mi mój wredny kręgosłup w postaci rwy kulszowej. Fakt – ostatnio nie obchodziłam się z nim najlepiej, ale jak się mam z nim cackać w trakcie remontu. Ktoś musi targać te wszystkie worki, paczki, przesuwać meble, wynosić gruz itd. itp. Miałam pomocników, ale jestem głupio „wyrywna” i musiałam być na pierwszej linii frontu. No i mam za swoje. Nawet chodzenie sprawia mi problem. Zdarza się, że idę sobie powoluśku równym kroczkiem, a tu jak mnie nagle sieknie wzmożony atak bólu i nagle w sposobie poruszania się robię konkurencję sąsiadowi z szóstego piętra który jest akurat po sześciu piwach. Spać więc na prawym boku raczej nie mogłam, ale miałam przynajmniej do dyspozycji bok lewy. Miałam, bo od wtorku już nie mam z drugiego powodu.

A oto przyczyna. Jak co wtorek wybierałam się do pracy na nocny dyżur. Tradycyjnie spakowałam plecaczek we wszystko co niezbędne żeby wytrwać do rana czyli: laptop, jakąś prasówkę, owsiankę i duży kubek jogurtu ( niestety lubię w nocy podjadać). Wyszłam z bloku z plecakiem w garści i na moje nieszczęście zamiast iść jak zwykle chodnikiem wzdłuż zabudowań postanowiłam urozmaicić sobie trasę, co wymagało przejścia kawałka drogi środkiem ulicy. Daleko nie uszłam. Gdy weszłam w cień zaparkowanego samochodu wpadłam w jakąś niewidoczną dziurę. I się zaczęło. Nagle na moment moje stopy straciły przyczepność do podłoża. Żeby złapać równowagę zaczęłam młócić rękami jak wiatrak. Plecak wystrzelony jak z procy poszybował w powietrzu, a ja siłą rozpędu szczupakiem za nim. Po chwili zaczęło się ostre hamowanie dłońmi i kolanami i padłam plackiem jaka długa. Szczęściem w nieszczęściu plecak wylądował wcześniej niż ja, więc co prawda wyrżnęłam w niego klatką z piersiami ale dzięki temu ocaliłam twarz i świeżo zoperowany nosek. Gdy upadłam na plecak poczułam silny ból i jednocześnie usłyszałam jakiś dźwięk (coś jakby trzask, chrupnięcie). Leżę i myślę – czyżby żebra połamane? Z drugiej strony strach bo leżę na jezdni, odcinek drogi ciemny, jeszcze mnie coś przejedzie. Pozbierałam się jakoś i zawlekłam do pracy. Na miejscu okazało się, że ten dźwięk to był pękający pod moim ciężarem pojemnik z jogurtem który to jogurt rozlał mi się malowniczą breją po całym plecaku paćkając wszystko co w nim było. Żebra całe, lecz mocno obolałe szczególnie po lewej stronie. Trudno więc z tego powodu ułożyć się do snu na lewym boku.

Ech! gdybym ja umiała unosić się w powietrzu. Ja już nie marzę jak będzie wyglądało moje mieszkanko po remoncie. Marzę żeby mnie wszystko przestało boleć i żebym mogła się wyspać.